2018/03/10

Co nie co o podróżach, które już za nami.. Cz.3: Erasmus w Portugalii + Majorka i Barcelona


Widok z tarasu naszego mieszkania w Vila Real
Erasmus w Vila Real (Portugalia). 

Drugim moim wyjazdem zagranicznym na studia był pobyt w portugalskim Vila Real. Jest to niewielka górska miejscowość położona około 60 km od Porto. Mój semestr zaczynał się w lutym, więc pierwsze co mnie zaskoczyło to bardzo niskie temperatury.. Zamieszkałem w bardzo przestronnym mieszkaniu na poddaszu szeregowego budynku. Mieszkanie zamieszkiwało 6 osób z Polski, Francji i Hiszpanii, a oprócz 3 łazienek, 7 pokojów i kuchni mieliśmy do dyspozycji także dwa ogromne tarasy z widokiem na góry. Mieszkanie nie miało jednak żadnego ogrzewania, dlatego przez pierwsze dwa miesiące temperatura w pokoju wynosiła najczęściej około 15 stopni! Życie w Vila Real płynęło bardzo spokojnie i wolno, ale dzięki temu klimat kultury południowców był tu odczuwalny jak nigdzie indziej.
Vila Real - góry

Stadion piłkarski w Bradze
Chcąc wykorzystać pobyt w tak odległym miejscu od domu, tym razem postanowiłem ruszyć w trasę by zobaczyć coś więcej niż tylko Vila Real, czy pobliskie Porto. Jedną z okazji na wycieczkę były odwiedziny Ewy i kolegi Mateusza. Nie mieliśmy dużo czasu, dlatego wypad na południe Portugalii nie był możliwy, jednak udało nam się objechać kilka pobliskich miejscowości: Guimaraes, Braga, Viana do Castelo i oczywiście Porto. Przejazd ten nie byłby niczym specjalnym gdyby nie niemiła niespodzianka, która spotkała nas ostatniego dnia w Porto. Poruszaliśmy się wynajętym samochodem z wypożyczalni, a do podróży dołączyliśmy także dwóch znajomych z Turcji, by ograniczyć koszty wynajmu. Mateusz i Ewa wracali już do Polski, więc odwieźliśmy ich na lotnisko, po czym postanowiliśmy wrócić jeszcze na spacer i coś do jedzenie do centrum
przystawka - mini ślimaki
Porto (właśnie w Porto miałem okazję pierwszy raz próbować m.in. ślimaki, które są naprawdę całkiem smaczne!). Gdy wróciliśmy, w naszym aucie była wybita szyba, a z bagażnika zniknęły torby turków, mimo iż nie było w nich nic wartościowego. Zaskoczeni całą sytuacją postanowiliśmy zgłosić sprawę na policję. Ta nie wykazała ani zdziwienia, ani nawet większego zainteresowania sprawą, wypełniliśmy formularz, dostaliśmy potwierdzenie zgłoszenia sprawy i tyle. Autem z wybitą szybą wracaliśmy z powrotem do Vila Real, pełni obaw jak rozwiąże sytuacja wypożyczalnia. Nie byliśmy nawet pewni czy ubezpieczenie pokrywa koszty takiej usterki. 
ślady włamania do samochodu w Porto
Sprawa jednak zakończyła się zaskakująco 
pomyślnie. Również w wypożyczalni nikt nie był zdziwiony faktem włamania, nawet nie zainteresowali się by pójść od razu obejrzeć samochód.. Znowu wypisanie kilku formularzy, jak się okazało lepiej by było nawet gdybyśmy nie zgłaszali sprawy na policję.. Wtedy wypożyczalnia mogła by wpisać wypadek pt. gałąź spadła na samochód i sprawa z ubezpieczeniem byłaby jeszcze prostsza, a gdy zostało to zgłoszone policji to ubezpieczalnia musiała czekać na zakończenie sprawy. Na szczęście żadnych kosztów nam nie potrącono :).


Nasz hostel podczas podróży
Nie zrażeni tą sytuacją, nieco później ruszyliśmy jeszcze raz na objazdowe zwiedzaniem okolic. Tym razem zapakowani w dwa samochody ruszyliśmy w kierunku Viseu, Coimbry, a później do Figueira da Foz. Weekendowy wypad wiązał się z noclegami w samochodzie, jednak znajdując tak fajne parkingi przy plaży, nie stanowi to żadnego problemu.:)


Południe Portugalii

Playa da Marinha - południe Portugalii
Playa da Marinha - południe Portugalii

Gdy zrobiło się już ciepło ruszyliśmy wraz ze znajomymi na zwiedzanie południowych stron Portugalii. Początek wyprawy postanowiliśmy rozpocząć dotarciem na lotnisko w Porto autostopem. Nie mieliśmy szczęścia i musieliśmy się naczekać, żeby wreszcie ktoś nas zabrał. Staruszkowie, którzy się nad nami zlitowali, nie mówili w ogóle po angielsku, jednak całą drogę próbowali w jakikolwiek sposób do nas zagadać. Z lotniska w Portu polecieliśmy do Faro, a tam mieliśmy już umówione spotkanie i nocleg u innych uczestników Erasmusa. Na kolejne dni wypożyczyliśmy ponownie auto, by móc swobodnie poruszać się wzdłuż wybrzeża. Jechaliśmy cały czas wybrzeżem południowym, a później zachodnim aż do Lizbony, zatrzymując się w każdym zachwycającym miejscu. Noclegi organizowaliśmy sobie na dziko, tzn zawsze dwie osoby nocowały w samochodzie, a kolejne dwie w zakupionym wcześniej małym namiocie z decathlonu. Mimo iż wybieraliśmy zawsze miejsca na uboczu, pozornie oddalone od cywilizacji, również tym razem nie obyło się od niepotrzebnego najedzenia się strachu. Jednego wieczoru, jeszcze zanim poszliśmy spać, siedzieliśmy sobie przed namiotem, jak nam się wydawało zupełnie sami.. W pewnym momencie usłyszeliśmy jakieś kroki, ale było kompletnie ciemno więc nic nie było widać. Chwila ciszy, a potem znów jakieś skradanie się dookoła Nas.. aż nagle..: Hau Hau Hau! Kilka psów zaczęło szczekać, a my jak porażeni prądem wskoczyliśmy do samochodu by się
Zachodnie wybrzeże Portugalii - okolice Porto
schować! Najedliśmy się strachu, prawdopodobnie były to szwędające się bezdomne psy. 
Oczywiście najważniejszym punktem wycieczki było plażowanie, byczenie się w na niesamowitych plażach, podziwianie widoków, zażywanie kąpieli, nurkowanie i wygrzewanie się na słońcu. :). Lizbona niestety została przez nas zwiedzona na szybko, tylko w jeden dzień, dlatego zahaczyliśmy tylko o najbardziej kultowe miejsca, a potem popędziliśmy na autobus powrotny do Vila Real. 


   W maju udało się nam wypatrzeć jeszcze jeden ciekawy kierunek w bardzo atrakcyjnej cenie. Loty na Majorkę z porto trafiliśmy za niecałe 100 zł, a noclegi przed sezonem udało się trafić również niewiarygodnie tanie. Kolejny raz skompletowaliśmy na wyjazd 5 osób, ponieważ plan zwiedzenia Majorki również wymagał wynajęcia samochodu. Wyspa jest za duża i zbyt górzysta by w inny sposób zwiedzić wiele miejsc, w krótkim czasie. Wyjazd był naprawdę bardzo przyjemny, w tym okresie nie było dużo ludzi, dlatego niektóre piękne plaże mieliśmy niemal na wyłączność. Woda była jeszcze dosyć zimna, ale widoki, górzysty krajobraz wybrzeża rekompensował to w całości. Maj i czerwiec już nawet we wcześniej bardzo chłodnym Vila Real zrobiły się gorące i bardzo pogodne, dlatego oczywiście żal było wyjeżdżać. Chcąc zostać jak najdłużej się dało, postanowiłem w drodze powrotnej zobaczyć jeszcze coś..



Majorka
Zapadła decyzja, moją ogromną walizkę pakuję i wysyłam pocztą do Polski, natomiast ja zabieram ze sobą plecak i lecę do Barcelony.  Na wyjazd ten jechałem zupełnie sam, a wizja noclegu w jednoosobowym pokoju hotelowym, ani nie napawała optymizmem, ani tym bardziej nie była na moją kieszeń.. Chciałem jednak działać samodzielne, poznać trochę jak to jest podróżować w pojedynkę, prowadzić życie pustelnika.. To ostatnie na szczęście nie do końca się spełniło gdyż postanowiłem spróbować znaleźć pierwszy nocleg przez serwis couchsurfing.com. Początkowe wrażenia bardzo mieszane, oglądasz osoby i próbujesz domyślać się jaka jest ta osoba, czy będzie bezpiecznie, czy będzie fajnie, czy nie oszuka cię itp.. Pozytywne opinie zachęciły mnie bym spróbował. Peter - Węgier, mieszkający w Austrii, a umiejący również rozmawiać po Polsku, okazał się świetnym kompanem do zwiedzania Barcelony. Był bardzo pomocny, sympatyczny i jak się później okazało został moim kumplem do dzisiejszego dnia, a po Barcelonie spotkaliśmy się także w Poznaniu i w Wiedniu (a nie wiele brakowało byśmy spotkali się jeszcze w Chorwacji) ;). Tak bardzo optymistyczne spotkanie na pierwszy raz sprawiło, że bardzo pozytywnie myślę o takim sposobie na podróż. Od tamtego czasu jednakże jakoś nie ułożyło się bym korzystał ponownie z serwisu. Ewa miała wcześniej obawy, a my podczas podróży raczej omijaliśmy duże miasta i korzystaliśmy bardziej z noclegu pod gwiazdami, także mieszkanie u kogoś nie było konieczne. W Barcelonie jednak sprawdziło się to w 100%. Nie dość, że zaoszczędziłem sporo na noclegach, to miałem kogoś kto codziennie mógł mi posłużyć nawet lepiej niż informacja turystyczna, a także towarzyszyć podczas wielu z tych pieszych wycieczek po mieście. Bardzo intensywne 5 dni, ale zdążyłem zobaczyć naprawdę bardzo wiele atrakcji, poznać wiele ciekawych osób podczas wieczornych spotkać couchsurferów, a także poplażować trochę i wykorzystać ostatnie dni w południowym słońcu. Z niemiłych niespodzianek, która jednak kolejny raz skończyła się bardzo szczęśliwie i wyszedłem bez strat, była próba kradzieży przez kieszonkowca. Naprawdę trzeba się pilnować w każdym miejscu. Ja byłem ostrzegany, że w zatłoczonych miejscach jak transport publiczny można zostać okradzionym, jednak mnie spotkała zupełnie inna historia. Peter miał jakieś swoje zajęcia, dlatego tego dnia przemierzałem ulice Barcelony samotnie. Ubrany w krótkie spodenki i japonki na nogach przemierzałem sobie spacerem kilkukilometrowy dystans w kierunku stadionu Camp Nou. Przechodziłem przez niewielki park, niemal zupełnie opustoszały. Nagle zawołał do mnie jakiś czarnoskóry chłopak i zapytał czy mam zapalniczkę. Nie miałem, ale ten zaczął podpytywać skąd jestem, a na wiadomość że z Polski bardzo się ucieszył, mówił że zna kogoś z Polski.. Zacząłem się czuć jednak dziwnie i postanowiłem wycofać się z tej dziwnej konwersacji gdy chciałem odejść on wystawił rękę bym przybił mu na pożegnanie ''piątkę''. Wtedy sytuacja potoczyła się bardzo szybko, gdyż chwycił mnie za dłoń okręcił się i równocześnie stukał mnie nogą w nogę. Wszystko się działo bardzo szybko, więc nawet nie zdążyłem zareagować, po 2-3 sekundach jednak poczułem jeszcze coś.. Złodziejaszek próbował wyciągać mój portfel z kieszeni w spodenkach, ten jednak zahaczył kantem o krawędź dość ciasnej kieszeni i tylko dlatego nie wylądował w rękach porywacza. Gdy się zorientowałem odepchnąłem go, a on jakby nigdy nic odwrócił się i poszedł sobie. Sprawdziłem, że nic mi nie zginęło, a biegnięcie za nim (na dodatek w japonkach) nie miało sensu zanim przemyślałem sobie co właśnie się stało. Szczęście dopisało mi, w portfelu miałem dokumenty, bez których podróż do Polski następnego dnia, stałaby się problemem.. Na szczęście udało się bezpiecznie wrócić do domu bez szwanku. :)

Droga do szczęścia jest prosta, ty sam wpadasz na barierki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz